Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 2.djvu/185

Ta strona została przepisana.

wiele wycierpiała. I proszę z łaski swej już i na cmentarz ją odprowadzić i tam egzekwie krótkie...
— Do cmentarza odprowadzić można, ale na samym cmentarzu nie mam prawa odprawiania modłów, — jest tam miejscowe duchowieństwo... A również, oto co, młoda osobo, ze względu, że wypadnie mi powrócić raz jeszcze po pozostałych, więc tego... dziesiątkę jeszcze dodacie.
Otrzymawszy pieniądze, pop pobłogosławił kadzidło, podane przez djaka i zaczął okadzać zwłoki, chodząc do okoła, potem zatrzymał się u głów nieboszczki i łagodnym, z przyzwyczajenia smutnym głosem, zaśpiewał:
— Błogosławion jest Bóg nasz, teraz i zawsze!
Djak jął trzepać: „Święty Boże“, „Przenajświętszą trójcę“ i „Ojcze nasz“ — posypał jak grochem.
Cicho, niby powierzając jakąś głęboką, smutną, wielką tajemnicę rozpoczęli śpiewacy.
Djak rozdał świece i te ciepłymi, miękkimi, żywymi ognikami, jedna za drugą zapalały się w ciężkiem powietrzu, delikatnie i przezroczyście oświetlając twarze kobiece.
Miarowo płynęła melodja i niby westchnienia zasmuconych aniołów dźwięczały wielkie słowa modlitwy.
Tamara wsłuchiwała się w te oddawna znane, ale też i oddawna nie słyszane słowa i uśmiechała się gorzko. Przypomniała sobie namiętne, szalone słowa i czyny Gieni, pełne takiej bezmiernej rozpaczy i niewiary... Czy przebaczy jej, czy nie przebaczy najmiłościwszy, wszechdobry Bóg, jej brudne, zaczadzone, pełne złości, ohydne życie? Wszechwiedzący — czy Ty odrzucisz ją — nędzną buntownicę, nierządnicę przymusową, dziecko