Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 2.djvu/186

Ta strona została przepisana.

bluźniąee na promienne, święte Twe imię? Tyś — Dobroć, Tyś — Pocieszenie nasze!
Głuchy powstrzymywany płacz, który nagle przeistoczy się w krzyk, dał się słyszeć w kaplicy. „Ach Gieniu!“ To Mańka Biała szlochała klęcząc i zasłaniając usta chusteczką. Pozostałe dziewczęta również, za jej przykładem padły na kolana i kaplicę napełniły westchnienia, tłumione jęki i płacz.
Tamara stała nieruchomie z surową, jakby skamieniałą twarzą. Światło świecy, cieńkiemi złotem i spiralami jaśniało w jej złoto-kasztanowatych włosach, oczy jej nie odrywały się od rysów wilgotnie żółtego czoła i koniuszka nosa Gieni, które widoczne były z miejsca, na którym stała.
„Proch jesteś i w proch się obrócisz“... powtórzyła w myśli słowa pieśni cerkiewnej. Czyż istotnie tylko proch i nic więcej? I co lepsze: nic, czy też chociażby człowiek, nawet najgorszego, byłe tylko istnieć?
Odśpiewano „wieczny odpoczynek“, zgaszono świece i błękitne smugi rozpływały się w przepełnionem dymem kadzideł powietrzu. Pop przeczytał modlitwę pożegnalną i następnie wśród ogólnego milczenia, zaczerpnął łopatką piasku i posypał nim na krzyż ciało pokryte gazą. I wymawiał przy tem słowa pełne surowej konieczności tajemniczego prawa świata: „Pańską jest ziemia, a wypełnia wolę Jego wszechświat i wszystko żyjące na ziemi“.
Do samego cmentarza odprowadziły dziewczęta swą zmarłą przyjaciółkę. Droga szła właśnie przecinając wjazd na ulicę Jamską. Możnaby zawrócić w tą ulicę, i skrócić w ten sposób drogę na