Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 2.djvu/27

Ta strona została przepisana.

pyszne czarne włosy. Lubka, z kokieterją właściwą wszystkim kobietom, bez względu na wiek i sytuację, w jakiej się znajdują, zbliżyła się do odłamka lustra, wiszącego na ścianie, by poprawić włosy. Niżeradze z ukosa, pytająco, jednym ruchem oczu wskazał na nią.
— Nie. Nie zwracaj uwagi — odpowiedział głośno. A zresztą chodźmy stąd. Zaraz ci wszystko opowiem. Wybacz Lubko, ja tylko na chwilę. Powrócę zaraz, ulokuję cię, a potem zniknę jak kamfora.
— Ależ proszę nie robić sobie kłopotu — zaoponowała Lubka, mnie i tu na kanapie będzie wygodnie. Pan zaś zajmie sobie łóżko.
— Nie, tak nie można mój aniele! Mam tu pewnego kolegę, pójdę spać do niego. W tej chwili powrócę.
Obaj studenci wyszli na kurytarz.
— Co to wszystko znaczy? — zapytał Niżeradze, otwierając szeroko swe wschodnie, trochę baranie oczy. Skąd to prześliczne dziecko, ten towarzysz w spódnicy?
Lichonin wieloznacząco pokręcił głową i zmarszczył się. Obecnie, gdy jazda, świeże powietrze, poranek i zwykłe, powszednie dobrze znane otoczenie zupełnie niemal otrzeźwiły go, zaczął odczuwać w duszy niewyraźne uczucie pewnej niestosowności, zbędności swego czynu i jednocześnie coś w rodzaju nieświadomego podrażnienia przeciwko samemu sobie i przeciwko zabranej przez siebie kobiecie. Przeczuwał już ciężar wspólnego pożycia, mnóstwo kłopotów, nieprzyjemności i wydatków, dwuznaczne uśmiechy, lub też wprost bezceremonjalne pytania kolegów, wreszcie poważną przeszkodę podczas egzaminów.