Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 2.djvu/28

Ta strona została przepisana.

Ale gdy tylko zaczął rozmawiać z Niżeradzem, zaraz zawstydził się słabości, rozpoczął leniwie, lecz wkrótce dosiadł bohaterskiego konia.
— Widzisz, kniaź — powiedział, z zażenowaniem kręcąc guzik u kurtki kolegi i nie patrząc mu w oczy: Omyliłeś się. Nie jest to wcale towarzysz w spódnicy, jest to po prostu... byłem teraz z kolegami, byłem... to jest nie byłem, lecz tylko wpadłem na chwilę z kolegami na Jamę, do Anny Markówny.
— Z kim? zapytał ożywiwszy się, Niżeradze.
— Czy to nie wszystko jedno, Kniaź? Był Tołpygin. Ramzes, docent prywatny — Jarczenko, Borys Szabaszników i inni... nie pamiętam, jeździliśmy łodzią przez cały wieczór, potem zanurzyliśmy się w szyneczku, a potem, jak świnie, na Jamę. Jestem, jak wiesz, człowiek powściągliwy, siedziałem tylko z pewnym reporterem i nasiąkaliśmy koniakiem jak gąbki. Pozostali, wszyscy cudzołożyli. I oto nad ranem nie wiem dlaczego całkiem zmiękłem. Tak mi było smutno i ciężko patrzeć na te nieszczęśliwe kobiety. Pomyślałem i o tem, że oto nasze siostry cieszą się naszą troskliwością, miłością, opieką, nasze matki otoczone są głębokim szacunkiem! Odważ się powiedzieć im brutalne słowo, potrącić je, skrzywdzić, przecież za to gotowiśmy rzucić się na każdego! Nieprawdaż?
— M. m. — przeciągnął jak gdyby pytająco, lub wyczekująco gruzin i odwrócił oczy.
— Pomyślałem więc: przecież każdą z tych kobiet pierwsza lepsza kanalja, pierwszy lepszy smarkacz, lub zatabaczony starzec, może wziąć sobie na chwilę, lub na noc i obojętnie, niepotrzebnie po raz tysiączny i pierwszy zohydzić i spo-