zim kłusem; ich odzież zabrukana wapnem, fartuchy, narzędzia — wszystko to mignęło przed nim jak na płótnie kinematografu.
Wypadło mu przejść przez bazar Nowo-Kiszyniowski. Nagle zaleciała go smaczna woń jakiegoś smażonego jadła. Lichonin przypomniał sobie, że od wczorajszego południa nic gorącego nie jadł i odrazu poczuł głód; zawrócił na prawo w głąb rynku.
W dnie głodówek, a zdarzały mu się niejednokrotnie — przychodził tu na bazar i za nędzne, z trudem zdobyte grosze kupował sobie chleba i smażonej kiełbasy. Kawałek kiełbasy kosztował zazwyczaj dziesięć kopiejek, chleb dwie kopiejki.
Dziś na rynku było bardzo ludno. Już zdala przeciskając się do znajomego straganu, Lichonin posłyszał dźwięki muzyki. Gdy się przedostał przez tłum, otaczający zamkniętem kołem jeden ze straganów, ujrzał naiwne i miłe widowisko, które można zobaczyć tylko na błogosławionem południu Rosji, Dziesięć, lub piętnaście przekupek, w zwykłym czasie nałogowych plotkarek, niewyczerpanych w różnorodności wymyślać, obecnie zaś pochlebiających sobie wzajemnie, łagodnych przyjaciółek, widocznie zebrawszy się jeszcze wczoraj wieczorem i przehulawszy całą noc, wyniosło oto na rynek swą hałaśliwą wesołość. Wynajęci muzykanci — dwoje skrzypiec i bęben — wygrywali jednostajną, ale żywą zuchowatą i wesołą melodję. Jedne z bab przepijały do siebie i całowały się oblewając się wzajemnie wódką, inne rozlewały trunek do kieliszków i na stoły, inne jeszcze uderzając w dłonie w takt muzyki, wykrzykiwały i przysiadały. W środku koła, krążyła i drobno deptała na miejscu otyła
Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 2.djvu/35
Ta strona została przepisana.