Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 2.djvu/47

Ta strona została przepisana.

— Na miłość boską, niech się pan na mnie nie gniewa... Przecież panie Bazyli!... Proszę się nie gniewać kochany panie. Naprawdę rychło się nauczę: jestem sprytna. I cóż pan do mnie wciąż — pani i pani? Zdaje się, że nie jesteśmy sobie teraz obcymi?
Popatrzyła na niego czule. I w rzeczy samej, ona dziś z rana po raz pierwszy w ciągu całego swego niedługiego, lecz wypaczonego życia, oddała swe ciało mężczyźnie — chociaż i nie z rozkoszą, raczej z wdzięczności i litości, ale dobrowolnie, nie za pieniądze, nie z musu, nie pod groźbą wydalenia, łub awantury, jej kobiece serce, nigdy nie więdnące, zawsze ciążące do miłości, jak słonecznik do światła, było obecnie czyste i rozrzewnione.
Ale Lichonin nagłe poczuł kolące, wstydliwe zakłopotanie i pewne wrogie uczucie do tej, do wczoraj nieznanej mu kobiety, a obecnie — przypadkowej kochanki. „Zaczęły się rozkosze domowego ogniska“, pomyślał pomimo woli, jednak powstał z krzesła, podszedł do Lubki, wziął ją za rękę, przyciągnął do siebie i pogładził po główce.
— Droga moja, miła siostro moja, powiedział czule i fałszywie: to co się stało dziś, nigdy więcej powtórzyć się nie może. Wina za wszystko spada wyłącznie na mnie, i jeżeli chcesz, gotów jestem na kolanach błagać cię o przebaczenie. Zrozum więc, zrozum, że wszystko to stało się wbrew mojej woli jakoś tak żywiołowo, nagle, niespodziewanie. Nie przypuszczałem sam, że to tak się stanie Rozumiesz, ja od bardzo dawna... nie czułem zblizka kobiety... Obudziło się we mnie zwierzę, wstrętne, rozwydrzone zwierzę... i nie byłem w stanie się oprzeć. Ale mój Boże, czyż tak wielką jest moja