i korzystne dla umysłu i wypleniają przesądy. Przy sposobności powiem jej coś — niecoś o budowie wszechświata, o własnościach materji. Co zaś do Karola Marksa, pamiętajcie, że wielkie dzieła jednakowo dostępne są tak dla umysłu uczonego, jak i chłopa analfabety, byle by tylko wyłożyć je zrozumiale. Każda bowiem wielka myśl jest prosta.
Lichonin znalazł Łubkę w miejscu umówionem, na bulwarze, siedzącą na ławeczce. Bardzo niechętnie szła zanim do domu. Tak, jak to przypuszczał Lichonin, dawno odzwyczajoną od powszedniej surowej, pełnej wszelkich zmartwień rzeczywistości, budziło w niej lęk spotkanie z gderającą Aleksandrą i pozatem przygniatająco podziałała na nią okoliczność, że Lichonin nie chciał ukrywać jej przeszłości. Ale Luba w zakładzie Anny Markówny dawno już zatraciła własną wolę, gotowa była ulec każdemu obcemu nakazowi, nie rzekła ani słowa i poszła w ślad za nim.
Złośliwa Aleksandra zdążyła już w ciągu tego czasu wpaść do administratora domu i poskarżyć, że oto, przyjechał Lichonin z jakąś dziewczyną, nocował z nią w pokoju, kto ona, tego ona, Aleksandra nie wie, Lichonin powiada, jakoby siostra cioteczna, paszportu zaś nie okazał. Wypadło bardzo długo, obszernie i męcząco tłumaczyć się przed administratorem, człowiekiem brutalnym i bezczelnym, który postępował ze wszystkiemi mieszkańcami domu, jak ze zdobytem miastem i tylko obawiał się nieco studentów, którzy stawiali mu czasem ostry opór. Lichonin ugłaskał go tem, że wynajął dla Lubki inny pokój, położony nieco dalej,