Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 2.djvu/74

Ta strona została przepisana.

szywej komedji, — myślał w podrażnieniu. Nie mówię już o tem, że dostałem się na języki całego uniwersytetu. Licho mię opętało! A przecież nawet wczoraj we dnie nie było za późno, gdy mi mówiła, że gotowa jest odjechać z powrotem. Dałbym jej był na dorożkę i trochę na szpilki, odjechałaby, i wszystko byłoby dobrze i byłbym teraz niezależny, wolny i nie znałbym tego dręczącego i haniebnego stanu ducha. Obecnie zaś, już zapóźno się cofać. Jutro będzie jeszcze później, a pojutrze — bardziej jeszcze. Gdy się popełni jedno głupstwo, należy się bezzwłocznie cofnąć, w przeciwnym bowiem razie głupstwo to pociągnie za sobą dwa inne, a te znów ze swej strony, dwadzieścia innych. A może i teraz jeszcze nie jest za późno? Przecież ona jest głupia, nierozwinięta i prawdopodobnie, jak większość z pośród nich, histeryczka. Jest to stworzenie, umiejące tylko jadać i nadające się do łóżka: O! licho! Lichonin mocno ścisnął sobie rękami policzki i czoło i zasępił się. I gdyby chociaż obronił się przed prostą, ordynarną pokusą fizyczną! Oto widzisz sam, że stało się to już dwa razy, a potem pójdzie i pójdzie“.
Ale obok tych myśli snuły się inne, całkiem odmienne:
„Przecież jestem mężczyzną! Przecież jestem panem swego słowa. Przecież to, co popchnęło mię do togo czynu, było piękne, szlachetne i wzniosłe. Doskonale pamiętam zachwyt, który mię ogarnął, gdy moja myśl zamieniła się w czyn! Było to uczucie czyste i ogromne. A może był to tylko wybryk rozumu, podnieconego alkoholem, skutek bezsennej nocy, palenia tytoniu i długich akademickich rozmów“.
I w tej chwili w jego wyobraźni ukazała się