rządny publiczny dom i wiem, że zdarza się to bardzo głupim młodym ludziom. Tylko zapewniam pana, że z tego nie nie będzie.
— Będzie, czy nie będzie — to już moja sprawa, — głucho odpowiedział Lichonin, patrząc w ziemię lub na własne palce drgające mu na kolanach.
— O, oczywiście, pańska sprawa, młody student, — i galaretowate policzki i wspaniałe podbródki pani Emmy zadrgały od bezdźwięcznego śmiechu. Z całej duszy życzę wam miłości i przyjaźni, ale proszę powiedzieć tej ladacznicy, tej Lubce, żeby nie śmiała tu nawet nosa pokazać, gdy ją pan, jak szczenię wyrzuci na ulicę. Niech zdechnie z głodu pod płotem, albo idzie do półrublowego zakładu dla żołnierzy.
— Zapewniam, że nie wróci. Proszę tylko oddać mi natychmiast jej legitymację.
— Legitymację? Ach, proszę! Nawet w tej chwili. Tylko zechce pan najpierw — zapłacić za wszystko, co Luba brała na kredyt. Proszę zobaczyć oto jej książeczka rozrachunkowa. Umyślnie wzięłam ją ze sobą. Wiedzałam czem się skończy nasza rozmowa. Wyjęła z poza gorsu szlafroku, pokazując Lichoninowi na chwilę swą tłustą, tęgą, żółtą, ogromną pierś, maleńką książeczkę w czarnej oprawie, zatytułowaną: Rachunek panny Ireny Woszczenkówny, w domu publicznym utrzymywanym przez Annę Markównę Szajbes, przy ulicy Jamskiej pod numerem takim a takim, i podała mu przez stół. Lichonin przewrócił pierwszą kartkę i przeczytał kilka paragrafów. Powiedziane tam było krótko i sucho, że książeczka rozrachunkwa istnieje w dwóch egzemplarzach, z których jeden przechowywany jest u gospodyni, drugi u prosty-
Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 2.djvu/78
Ta strona została przepisana.