— Cóż z tego, że nie powiedziano? W przepisach nie powiedziano również, że można zabrać dziewczynę, nie uprzedziwszy o tem gospodarzy.
— Ale w każdym razie powinniście mi oddać jej legitymacje.
— Nigdy nie popełnię takiego głupstwa. Proszę stawić się tu z jakąś poważną osobą i z policją i niech policja zaświadczy, że ten znajomy pana jest człowiekiem zamożnym i niech człowiek ten poręczy za panem i niech, prócz tego, policja zaświadczy, że bierze pan dziewczynę nie poto, by handlować nią, lub odprzedać do innego zakładu, — wówczas proszę! Z rękami i nogami!
— Do stu djabłów — zawołał Lichonin. — A jeżeli tym poręczycielem będę ja sam! Jeżeli zaraz podpiszę wam weksle...
Młodzieńcze! Niewiem czego was uczą w różnych waszych uniwersytetach, ale czyż na prawdę uważa mię pan za skończoną oślicę? Daj Boże, byś pan miał oprócz tych, które masz na sobie jeszcze jedną parę spodni! Daj Boże, by chociaż co drugi dzień, miał pan obrzynki kiełbasy na obiad, a pan uiści weksel! Co mi pan głowę zawraca?
Lichonin wpadł w gniew, wyciągnął z kieszeni pugilares i cisnął go na stół.
— W takim razie płacę osobiście i natychmiast!
— Ach, to co innego, — słodko ale wciąż nieufnie, zaśpiewała gospodyni. Proszę przewrócić kartkę i zobaczyć, jaki jest rachunek pańskiej ukochanej.
— Milcz, ścierwo! krzyknął na nią Lichonin.
— Milczę, durniu, spokojnie odezwała się gospodyni.
Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 2.djvu/80
Ta strona została przepisana.