Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 2.djvu/84

Ta strona została przepisana.

chora na syfilis! U nas nikt z porządnych gości nie chciał jej brać, i wszystko jedno gdyby pan jej nie był wziął, jutro wyrzucilibyśmy ją precz! Powiem jeszcze, że plątała się ze szwajcarem, ze stójkowymi i złodziejami. Winszuję legalnego małżeństwa!
— U-u! Gadzino! wrzasnął na nią Lichonin.
— Bałwanie zielony! — krzyknęła gospodyni i zatrzasnęła drzwi.
Do cyrkułu Lichonin pojechał dorożką. W drodze przypomniał Lobie, że nie zdążył należycie obejrzeć legitymacji, owego osławionego „żółtego biletu“, o którym tak wiele słyszał. Była to najzwyczajniejsza biała kartka, nie większa od pocztowej koperty. Na jednej stronie w odpowiedniej rubryce odnotowane było imię, imię ojca, nazwisko Lubki i jej zawód — „prostytutka“, na drugiej zaś stronie, krótki wyciąg z paragrafów tego plakatu, który odczytał przed chwilą, haniebne, faryzeuszowskie przepisy o przyzwoitym postępowaniu i zewnętrznem i wewnętrznem ochędóstwie. „Każdy gość! — czytał, — ma prawo wymagać od prostytutki piśmiennego poświadczenia lekarza, który poddał ją oględzinom po raz ostatni“. I znowu sentymentalna litość ogarnęła serce Lichonina.
„Biedna kobieta“, pomyślał ze smutkiem. „Co z wami wyrabiają, jak się z was naigrywają, aż przyzwyczaicie się do wszystkiego, jak te ślepe konie do kieratu.
W cyrkule przyjął go rewirowy Kierbesz. który spędził noc na dyżurze, nie wyspał się i był zły, jego wspaniała wachlarzowata ruda broda była zmięta. Prawa połowa jego rumianej twarzy jeszcze czerwieniła się mocno od długiego leżenia na niewygodnej ceratowej poduszce. Ale zadziwiają-