Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 2.djvu/89

Ta strona została przepisana.

pokusie i powtarzało się to i dalej, dopoki chwile upadku nie przestały rozbudzać w Lichoninie palnego wstydu i nie stały się przyzwyczajeniem, pochłaniającem i gaszącem uczucie skruchy.

X.

Należy oddać Lichoninowi sprawiedliwość, że uczynił wszystko, ażeby zapewnić Lubce spokojne i możliwe życie. Ponieważ wiedział, ze bądź co bądź wypadnie im opuście poddasze, tą klatkę, dominującą nad całem miastem, opuście nie tyle skutkiem ciasnoty i niewygody, ile z powodu charakteru staruszki Aleksandry, która z dniem każdym stawała się coraz złośliwsza, szukająca zaczepki i gderliwa, zdecydował się wynająć na krańcach miasta, na Borszczagówce, maleńkie mieszkanko, złożone z dwóch pokojów i kuchni. Mieszkanie trafiło się niedrogie, za trzynaście rubli miesięcznie, wprawdzie bez opalu. Co iprawda Lchonin musiał biegać stamtąd bardzo daleko na koropetycję, ale mocno polegał na swej wytrzymałości zdrowiu, powtarzając często:
— Mam swoje nogi, oszczędzać ich nie potrzebuę.
I rzeczywiście Lichonin był znakomitym piechurem. Pewnego razu, włożywszy sobie do kieszeni kamizelki krokomierz, wieczorem przekonał się, że zrobił w ciągu dnia dwadzieścia wiorst, co, biorąc pod uwagę niezwykłą długość jego nóg, wynosiło właściwie dwadzieścia pięć wiorst. A biegać musiał zresztą dość dużo, gdyż starania w sprawie paszportu Lubki i zaopatrzenie się w jakie takie sprzęty domowe pochłonęły całą jego przypadkowa wygranę w karty. Próbował zresztą znowu szczęścia, wprawdzie małemi stawkami, ale prze-