Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 2.djvu/97

Ta strona została przepisana.

Brawo, brawo Kasiu,
Katarzyno Pietrowno,
Nie całuj mię w policzek.
Lecz pocałuj w szyję.

Niżeradze śpiewał te kuplety zawsze przyciszonym głosem, zachowując na twarzy wyraz poważnego zdziwienia, wywołanego rzekomo osobistością Karapeta, Lubka zaś śmiała się do łez, do spazmów nerwowych. Pewnego razu, w uniesieniu nie wytrzymała i zaczęła mu wtórować i śpiew ich wypadł nader harmonijnie. Powoli, gdy stopniowo zupełnie zaprzestała krępować się obecnością księcia, co raz to częściej śpiewali razem. Lubka, jak się okazało, posiadała bardzo miękki i niski, chociaż maleńki głos kontraltowy, na którym jej poprzednie życie z zaziębieniami, piciem i zawodowemi nadużyciami nie pozostawiło śladu. A co najważniejsze — co było już przypadkowym, dziwnym darem bożym — posiadała instynktowną, wrodzoną zdolność wtórowania bardzo subtelnie, ładnie i zawsze oryginalnie. Doszło wreszcie do tego, pod koniec ich znajomości, że już nie Lubka księcia, lecz przeciwnie książę błagał ją, by zaśpiewała którąś z ulubionych piosenek ludowych, a znała ich mnóstwo. I oto opierając łokieć o stół i podpierając głowę po babsku, jedną dłonią, nuciła przy troskliwym, dokładnym cichym akompaniamencie:

Ach dokuczały mi te noce, jak dokuczały,
Z miłym druhem zostaję w rozłące!
Czyż nie samam, baba, głupio zrobiła
Rozgniewałam mego przyjaciela,
Nazwałam go pijakiem nałogowym.