Strona:Aleksander Kuprin - Wiera.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.

ta pantomina przeraziła ich. Do tego stopnia ich przeraziła, że kiedy oua już wyszła, patrzymy, a tu podporucznik Bakanow leży zemdlony. Był to jeszcze zielony młodzieniec, grzeczny, przyzwoity, obyczajny, chociaż pił tęgo. Obiecali wszyscy i mnie i jej zachować to w tajemnicy, ale gdzież to możliwe? Historja stała się wiadomą w całym pułku i czara moich zbrodni, mówiąc wysokim stylem, przepełniła się. Poczęto na mnie patrzeć z ukosa; unikano podawania mi ręki, a jak mi kto ją podał, to oczami chodził na boki, jak jaki winowajca. Otwarcie nikt się nie odważył nic mi powiedzieć, bo mu żal Marji Nikołajewny. Jakoś od razu wszyscy się domyślili, że z niej strony nie jest to żadne romansidło, ani pusta zabawka z nudów, ale coś ogromnego, bolesnego, jakaś psychologja, czy psychiatrja. Męża jej też żałowali. Był on zasłużonym podpułkownikiem i o niczem nie wiedział i zdaje się, że do tej pory o niczem nie wie.
Czekali wszyscy na okazję.
Raz graliśmy w kasynie w lancknechta. Jest to gra urzędownie niedozwolona w oficerskim klubie, ale na to patrzono przez palce. Poszedłem i ja. Szło mi szalenie tego wieczora, poprostu do idjotyzmu mi szło, ale