Wisiały tam na ścianach w tych gościnnych izbach takie drukowane karty, nie do modlitwy, ale takie... jakby to powiedzieć... rymowane sentencje ojca Powsiekakia. Tytuł miały: „Walka duchowna z niewidzialnym wrogiem“. Do dziś dnia pamiętam urywki z nich, jak np.: „Bracie, módl się, gdy drzwi zamykasz, bo wtedy zwierza duszegubnego unikasz... Rozewrze on paszczękę grzechu ognistego, a ty nie zaniedbuj kłaść krzyża świętego... Usiłuje on cię trzasnąć lenistwa ogonem, a ty go odganiaj skruchą, no, i postu szponem... Naprzeciw baterji jego lubieżności niech dusza twoja prędko wał mocny wymości... Będzie on w ciebie walił kartaczem zazdrości, lecz cię obroni Zbawiciel od jego podłości“... I tak dalej o bombach, granatach, patronach i kulach. A... ja z braciszkiem od gościnnnych izb, Prokorem, jakem się raz urżnął, wziąłem ołówek i ponad tamtymi wierszami podopisywałem moje własne, coś nakształt tych, co to, za pozwoleniem, pisze się po ścianach w miejscach ustępowych. I zupełnie o tem zapomniałem.
Aż tu raz nagłe nasłali nam nowego przełożonego. Przyjechał ten nowy komendant do monastyru, pooglądał, błogosławił i był bar-
Strona:Aleksander Kuprin - Wiera.djvu/119
Ta strona została uwierzytelniona.