Strona:Aleksander Kuprin - Wiera.djvu/124

Ta strona została uwierzytelniona.

calność, więc teraz dla niego rzeczą jest bardzo ważną, ażeby nikt nie wiedział w jakim stanie są jego interesa. Rozumiesz pan?“ I dał mi instrukcję najszczegółowszą.
Przyjechałem do Dehterenki. „Pan przyjmuje?“ — „Przyjmuję“. — „Proszę oddać mój bilet wizytowy“. A na moim bilecie: Współpracownik takiej a takiej gazety, korespondent takiego a takiego tygodnika stołecznego, a nad tem jeszcze na postrach szlachecka korona! — Wyszedł do mnie. „Czy mam zaszczyt mówić z panem Dehtereńkiem? — „Tak jest, ja sam. Czem panu mogę służyć?“ „Ja, uważa pan, zamierzam napisać szereg artykułów popularno-ekonomicznych o przemyśle wschodnim. Naturalnie jeden z najobszerniejszych artykułów poświęcony będzie pańskiej firmie, która tak wybitnie...“ słowem fura komplementów. On jakby nic, słucha, milczy, zdrów taki numer, siwy, wąsaty, z maleńkiemi oczkami, żylasty. „Dobrze to wszystko, powiada, ale cóż ja w tem mogę? „A oto, mówię mu, zebrałem ja tu nieco danych w cyfrach w tej oto księżeczce i chciałbym dla dokładności na wszelki przypadek sprawdzić, a może pan, szanowny panie Tarasie Kuryłowiczu, może i nieco by dodał?“ Roześmiał się bałwan, wziął książeczkę i od-