mieście, tom strzelił do innego i nawet bilet II. klasy wydusił, spakował kuferek i do następnego i do stolicy. Na powiat, do właścicieli dóbr, do Krymu, na Wołgę, na Kaukaz. Pieniędzy wszędzie masa, nieraz po dwadzieścia pięć rubli na dzień zarabiałem, piło się, kobiet się przerzucało bez liku — raj!
Prawdę mówiąc to przychodziło i przyciągnąć pasa czasami. Bywały miasta, gdzie wszystkie adresy były zepsute, bo albo za dużo zjechało się strzelców, albo niektórzy z nich zjawiali się pijani albo też wpadli w ręce policji i przez to do gazet i szup!... Tak, że nie szło. Męczy się człowiek i męczy, z hotelu przenosi się do przytułków noclegowych, zbytnie ubrania puszcza i bieliznę...
Wtedy nie było już co grymasić i trzeba było palić na ulicy. W tem to już wyrobił się szablon. Trzeba strzelać szybko, żeby nie dokuczyć, nie zatrzymywać, a i faraonowych myszy trzeba unikać, dlatego musisz się starać skoncentrować wszystko razem i zwięzłość i dobitność i krasomówstwo. Bijesz na aktora naprzykład: „Łaskawy panie, minutkę uwagi! Artysta dramatyczny — w roli nędzarza! Kontrast rzeczywiście straszny! Okropna ironja losu! Nie rzuciłby pan kilka centimów na obiad!?“ Do studenta mówię tak: „Kolego!
Strona:Aleksander Kuprin - Wiera.djvu/135
Ta strona została uwierzytelniona.