Strona:Aleksander Kuprin - Wiera.djvu/151

Ta strona została uwierzytelniona.



VI.

Szczególniej jeden. Był u nas taki kelner Michajło, drab... Przepraszam panie bufetowy, zaraz skończę. Niech szanowny pan będzie łaskaw, bo on mnie nie usłucha, każe mi dać jeszcze bombę piwa, można gorszego. Można mu powiedzieć, że ja duszkiem. Zaraz i historję moją skończę... Otóż tak. Merci. Czego się bałwanie gapisz na zegar? Słyszałeś! Gospodarz pozwolił. Ty...
Ihre Gesundheit! Był ten Michajło w służbie biegły, z charakteru melancholik, pochodził z Mazep. Ubóstwiał do idjotyzmu cerkiewne obrządki. Ciągle mruczał: „Izraelowi na puszczy...“ Dużo mówić nie lubiał, ale jak takie bywały pogawędki, to go siłą nie odciągnąć. Jak to było, co to było, gdzie pieniądze schowali, nieraz aż się naprzykrzył. Oczy mu się robiły takie czarne, szklące. Był numerowym na pierwszym piętrze.
Z czego ja mu się podobałem, nie umiem powiedzieć. Możebne, że wspólność losów do siebie nas zbliżała. Byliśmy niejako odłączeni od reszty towarzyszów, a rozmowy nasze o-