Strona:Aleksander Kuprin - Wiera.djvu/167

Ta strona została uwierzytelniona.

że Taras Gawryłowicz uznaje zbyteczność jego zapytania:
— No i cóż teraz się stanie z Bajguzinem?
Taras Gawryłowicz odpowiadał z najuprzejmiejszą miną:
— Przypuścić trzeba, że Bajguzina, wielmożny panie, skażą teraz na chłostę. Ba gdyby był przeszłego roku nie uciekał, no, to co innego, ale teraz, to ja tak myślę, że go bezwarunkowo będą siec. Bo jako że był karany.
Kozłowski odczytał mu protokół i dał do podpisania. Taras Gawryłowicz podpisał zamaszyście i dokładnie swój tytuł, imię swoje i po ojcu, jakoteż nazwisko, potem przeczytał, co było napisane, zastanowił się i niespodziewanie robiąc pod podpisem wykrętas, kpięco i poufale popatrzył na oficera.
Potem wszedł freiter Piskun. On jeszcze nie dorósł do ocenienia stopni powagi przełożeństwa i dlatego jednako wytrzeszczał oczy na wszystkich, starając się mówić „głośno, śmiało, a przytem zawsze prawdę“. Z tego powodu, gdy ułowił w pytaniu przełożonego chęć, by odpowiedź była potwierdzającą, to krzyczał „tak rzeczywiście“, a w przeciwnym razie „wcale nie“.
— Czy ty nie wiesz, kto ukradł rekrutowi Jesipakowi buty?