Strona:Aleksander Kuprin - Wiera.djvu/168

Ta strona została uwierzytelniona.

Piskun zakrzyczał, że nie wie.
— A może to zrobił Bajguzin?
— Pewnie, że on, wielmożny panie, — zakrzyczał Piskun, jakby uradowany i przekonany.
— Po czem ty tak sądzisz?
— Nic nie wiem, wielmożny panie.
— Toś ty może i nie widział wcale, jak on kradł?
— Nie. Nie widziałem. Ale jak żołnierze poszli na kolację, to on się ciągle koło prycz kręcił. Ja się go pytał: „Czego się ty tu kręcisz?“ A on mi powiada: „Chleba mojego szukam“.
— Więc samej kradzieży nie widziałeś?
— Nie widziałem, wielmożny panie.
— To może i kto drugi tam był oprócz Bajguzina? Może być, że to wogóle i nie on ukradł?
— Rzeczywiście tak, wielmożny panie.
Z freitrem czuł się Kozłowski bez porównania swobodniejszym,, to też nazwawszy go osłem, dał mu do podpisania protokół.
Piskun długo się nastrajał, sapiąc głośno i wysuwając koniec języka ze wzruszenia i nakoniec wypisał z ogromnym wysiłkiem: Frait Spirydon Pieskunyn.
Teraz Kozłowski zrozumiał, że cała spra-