biedaku! Toć to ja cię mojem współczuciem w biedę tą wpędziłem.
Kozłowski kazał Tatarowi iść do koszar i zgłosić się jutro rano. Miał nadzieję, że do tego czasu obmyśli całą rzecz i coś mądrego postanowi.
Za najlepsze w każdym razie uważał zwrócić się do którego z sympatycznych przełożonych i przedstawić mu wszystko ze szczegółami.
Późno w nocy kładąc się spać, spytał swojego forysia, na co według jego zdania skazany zostanie Bajguzin.
— Z pewnością na pałki, wielmożny panie — odpowiedział foryś z tonem pewności. — Jakżeby nawet można go nie siec, gdy on ostatnie buty żołnierzowi ukradł? Żołnierz to człowiek Bogu ślubujący... Widziane to rzeczy, żeby bratu ostatnie buty zabierać? Sam wielmożny pan musi przyznać z łaski swojej..
Był jasny, lekko mroźny jesienny poranek. Trawa, ziemia, dachy domów, wszystko było pokryte delikatnym białym nalotem szronu; drzewa zdawały się być dokładnie popudrowane.
Obszerny podwórzec koszar zamknięty ze wszystkich czterech stron długiemi drzewia-