Doktor powiedział kilka słów na ucho komendantowi i szybko tak samo nieśmiało wyszedł poza szereg. Skądeś wybiegło pięciu ludzi i otoczyło Bajguzina. Jeden z nich dobosz, pozostał z boku i podniósłszy prawą rękę z pałką, patrzył wyczekująco na komendanta.
Tatarzyn stał bez ruchu. Otaczający go żołnierze zaczęli mu pokazywać, że trzeba się kłaść. On pomalutku, nieśmiało opuścił się na kolana, dotykając się rękami ziemi i położył się na rozesłanym na ziemi płaszczu. Jeden z żołnierzy przysiadł w kuczki i chwycił go za głowę, drugi siadł mu na nogi. Trzeci, podoficer, stanął z boku, aby liczyć uderzenia i wtedy dopiero spostrzegł Kozłowski, że na ziemi u nóg pozostałych dwóch, którzy stali po bokach Bajguzina, leżały wiązki czerwonych giętkich prętów.
Komendant bataljonu skinął głową, a dobosz silnie i drobno zabębnił. Dwaj żołnierze, stojący po bokach Bajguzina, porozumiewająco patrzeli na siebie; żaden z nich nie chciał wykonać pierwszego uderzenia. Podoficer zbliżył się do nich i coś rzekł... Wtedy stojący po prawej stronie, ścisnąwszy zęby, ściągnął twarz, zamachnął się szybko rózgami i ró-
Strona:Aleksander Kuprin - Wiera.djvu/183
Ta strona została uwierzytelniona.