wiałym aksamicie wił się w złocie wykonany, skomplikowany deseń o zadziwiającej precyzji — dzieło cierpliwego, doskonałego artysty. Książeczka zwisała na złotym, jak nitka cieniutkim łańcuszku, a kartki miała z płytek kości słoniowej.
— Co za cudowne, zachwycające świecidełko! — wołała Wiera, obejmując siostrę. Serdeczne dzięki, moja droga! Gdzie znalazłaś ten skarb?
— U antykwarjusza. Znasz przecie moją pasję do starych rzeczy. Widzisz, ten ornament tutaj, ma kształt krzyża. Prawdę powiedziawszy, znalazłam tylko oprawę; wszystko inne musiałam sama wymyślić: tabliczki, zamek i ołóweczek. Ale Molline przecież mnie nie zrozumiał, bo pomimo moich dokładnych wyjaśnień nie zrobił tego, jak chciałam. Kazałam zrobić zamek w tym samym stylu, co ornamenty, z matowego, cyzelowanego, starego złota, a on zrobił coś tak okropnego. Ale łańcuszek jest stary, prawdziwy wenecki.
Wiera zachwycona przypatrywała się pięknej oprawie.
— Jak starą być może ta książeczka?, spytała.
— Nie odważę się podać dokładną datę.
Strona:Aleksander Kuprin - Wiera.djvu/19
Ta strona została uwierzytelniona.