Strona:Aleksander Kuprin - Wiera.djvu/49

Ta strona została uwierzytelniona.

leźli“ pytałem. „Bóg wie, co to za olej, Wysokość!” odpowiedzieli. „Chcieliśmy sobie tem kaszę okrasić, ale to obrzydliwość, mimo że tak pachnie“. Odstąpili mi chętnie za rubla cenną flaszeczkę; zawartość posiadała zapewne cenę paru dwudziesto-dukatówek. Zadowoleni z zamiany, dodali jeszcze: „Jeśli Wasza Wysokość zechce, to możemy jeszcze odstąpić tureckiego grochu; gotowaliśmy go długi czas, ale jakoś nie chce zmięknąć“. Podali mi worek — kawy. „Tak, to jest jedzenie dla Turków, a nie dla żołnierzy“ powiedziałem. Na szczęcie nie wpadli na pomysł skosztowania gałek opium, które widziałem rozduszone w błocie...“
— Dziaduniu, pytała Anna, proszę nam otwarcie powiedzieć, czy miałeś kiedyś podczas bitwy takiego prawdziwego boja?
— Tak i nie, choć dziwnie to brzmi. Naturalnie! jeśli chcesz już wiedzieć, to bywało, że miałem stracha. Ktokolwiek się chwali, że był spokojny i obojętny w gradzie kul, jest kłamcą i przechwala się. Wszyscy się boją; tylko, że jedni potrafią się opanować, a inni tego nie umieją. I widzisz: podczas, gdy obawa pozostaje ta sama, ta z przyzwyczajeniem rośnie opanowanie, a to robi z nich bohate-