Strona:Aleksander Kuprin - Wiera.djvu/54

Ta strona została uwierzytelniona.



VIII.

Anna i Baktyński szli przodem, za nimi w odległości dwudziestu kroków Wiera pod ramię z generałem. Noc była tak ciemna, że tylko bardzo powoli mogli naprzód zdążać, aż się ich oczy, początkowo przez nagłe przejście ze światła oślepione, przyzwyczaiły do ciemności. Anosow, który mimo podeszłego wieku miał jeszcze dobre oczy, musiał pomagać swej towarzyszce. Co jakiś czas głaskał rękę Wiery, spoczywającą na fałdzie jego rękawa, swą szeroką zimną dłonią.
— Ta Ludmiła Lwowna jest naprawdę śmieszna, powiedział nagle generał, jakby w myśli. Już częstokroć obserwowałem, że jeśli jakaś dama — szczególnie wdowa, lub stara panna — dojdzie do pięćdziesiątki, to niezawodnie zacznie się interesować cudzemi miłostkami. Albo szpieguje i plotkuje lub też stara się organizować szczęście swych bliźnich. Co do mnie, to twierdzę, że prawdziwa miłość nie istnieje wogóle w dzisiejszych czaszach. Nie widzę jej nigdzie a już za moich czasów nie istniała.