go nie widziała i nawet obecnie nie zna jego nazwiska. Zadowolił się pisaniem listów, podpisywanych stale inicjałami G. S. J. Raz tylko przyznał się, że jest biednym urzędnikiem, nie wspominał jednak, jakoby był zajęty przy urzędzie telegraficznym. Musiał bezustannie śledzić Wierę, gdyż wyliczał dokładnie przyjęcia towarzyskie, na które uczęszczała i stroje, które nosiła. Z początku wykazywały jego listy, chociaż zawsze moralnie bez zarzutu, gwałtowny charakter piszącego. Lecz — kończyła Wiera — od czasu, kiedym go listownie prosiła (dziaduniu, proszę nikomu o tem nie wspominać, tego nikt nie wie) by mnie więcej swymi listami nie prześladował, nie pisze ani słowa o swej namiętności i pisuje rzadko, jedynie na Wielkanoc, Nowy Rok i moje imieniny.
Wkońcu mówiła jeszcze księżna Wiera o podarku jaki dostała od swego tajemniczego wielbiciela i powtórzyła prawie dosłownie treść listu.
— Taaak, zauważył generał, mówiąc bardzo powoli, może jest to naprawdę tylko anormalny człowiek, nawet obłąkany.... lecz kto wie? Może spotkałaś w nim na twojej drodze tę miłość, o której kobiety marzą i do której mężczyźni dzisiaj nie są więcej
Strona:Aleksander Kuprin - Wiera.djvu/65
Ta strona została uwierzytelniona.