Strona:Aleksander Kuprin - Wiera.djvu/66

Ta strona została uwierzytelniona.

zdolni... Ale widzę zdążające nam naprzeciw światła. To z pewnością mój wóz.
W tej chwili zabrzmiał za nimi przeraźliwy ton syreny automobilowej, a rażące światło reflektorów zalało drogę.
— Annoczka — wołał Gustaw Iwanowicz — wsiadaj... Zabrałem twoje rzeczy... Ekscelencjo, pozwoli mi Pan zawieść się do domu?
— Ach nie, dziękuję, mój kochany — odpowiedzał zagadnięty. — Nie mogę pojąć, co wy widzicie w tej maszynie, która tylko trzęsie i powietrze psuje? Do widzenia, Wieroczka. Będę cię teraz częściej odwiedzał, mówił całując Wierę w czoło i w rękę.
Wszyscy zaczęli się żegnać. Friese odprowadził Wierę, aż do bramy jej willi, poczem wóz zawróciwszy znikł w ciemności, sycząc i hucząc