nazwisko i adres tego indywiduum i będę także wiedział, kiedy go można zastać w domu. Wtedy nie zadowolimy się odesłaniem jego skarbu, lecz postaramy się, żeby się nigdy nam więcej nie przypomniał.
— W jaki sposób? spytał książę Wasyl.
— Pójdę do gubernatora i poproszę go...
— Ależ na miłość boską, tylko nie zaczynać z gubernatorem! Wiesz przecie, że nasze stosunki z nim są dość już napięte. To byłby najlepszy sposób ośmieszenia nas.
— Mogę się też zwrócić do pułkownika żandarmerji, to mój kolega klubowy. Wiesz, weźmie go na stronę i z podniesionym do góry palcem udzieli mu nauki; czy znasz ten jego gest? Osobę, którą chce nastraszyć, dotyka wskazującym palcem, następnie grozi nim surowo i krzyczy: Nigdy na to nie pozwolę, mój panie!
— Fe, żandarmerję alarmować!... obruszyła się marszcząc brwi Wiera.
— Wiera ma słuszność, — potwierdził książę. — Lepiej nie mieszać nikogo obcego w tę sprawę. Unikajmy plotek... Znasz stosunki w mieście: ściany mają uszy... Pójdę sam do tego... młodego człowieka, który mógłby zresztą być i starcem. Oddam mu bransoletę i powiem mu co należy...
Strona:Aleksander Kuprin - Wiera.djvu/70
Ta strona została uwierzytelniona.