Klatkę schodową, mocno zanieczyszczoną plwocinami, czuć było myszami, kotami, naftą i praniem. Zanim się dostali na szóste piątro, zmęczył się książę Wasyl Lwowicz.
— Poczekaj chwilę, powiedział do szwagra, daj mi się wysapać. Ach Kola, żałuję, żeśmy się do tego zabrali...
Wyszli jeszcze dwa piętra. Na kurytarzu było tak ciemno, że Mikołaj Mikołajewicz musiał wypalić parę zapałek, zanim odnalazł numer mieszkania.
Zadzwonił. Otworzyła tęga jejmość o siwych oczach i włosach. Nosiła okulary i była chorobliwie opasła.
— Czy pan Joltkow w domu? spytał Mikołaj Mikołajewicz.
Stojąc w progu, spoglądała na nich podejrzliwie i niespokojnie. Solidny wygląd obcych uspokoił ją, wpuściła ich więc, mówiąc:
— Proszę wejść, pierwsze drzwi na lewo.
Bulat-Tuganiewski zapukał trzy razy, krótko i stanowczo; słaby szelest doleciał