Beethovena, którą ona teraz wbrew swej woli wysłuchać musiała. I w jej mózgu rodziły się współbrzmiące w harmonji z tą muzyką wiersze o wciąż powracającym refrenie: „Błogosławione niechaj będzie twe imię“.
„Przez piękno tonów ukażę ci, o pani, życie, które się ochotnie i radośnie ofiarowało cierpieniu, męczennictwu i śmierci. Nie chowam żalu i nie podnoszę żałosnych skarg zrażonej dumy. Przed tobą, o pani, mogę jedynie modlitewne wznosić błagania: „Błogosławione niechaj będzie twe imię!“
Uwielbiam każdy krok twój, uśmiech, spojrzenie i każdy ruch twój, o pani. Łagodny miękki i czcigodny smutek otacza me ostatnie wspomnienia, jak aureola glorji. Lecz od ciebie usunę wszelką troskę. Cicho odchodzę bez żalu, bo tak zarządziła opatrzność i wola niebios. Błogosławione niechaj będzie twe imię.
W okrutnej agonji modlę się tylko do ciebie, o pani. Jak pięknem mogło być moje życie! Zaprzestań walki i pogódź się z losem, me serce. Dusza ma pragnie śmierci, lecz serce me śpiewa wciąż jeszcze: Pochwalone bądź imię twoje!
Oto przychodzi wielka pocieszycielka, co koi ból wszelki, łagodzicielka wiekuista. Pochwalone bądź imię twoje!“
Strona:Aleksander Kuprin - Wiera.djvu/92
Ta strona została uwierzytelniona.