Strona:Aleksander Szczęsny - Baśnie Andersena.djvu/132

Ta strona została uwierzytelniona.

skiem, zameldowali się przy rogatce, jako dwaj znakomici tkacze, a gdy zamieszkali na jednej z pierwszorzędnych ulic, zaczęli zaraz rozpowiadać naokoło, że potrafią tkać takie piękne materje, jakich oczy ludzkie w tym kraju jeszcze nie oglądały.
Nie kolory i wzór miały tam być całą osobliwością, lecz tajemna właściwość całości materjału, która sprawiała, że uszyty zeń strój był niewidzialny dla każdego, który albo nie nadawał się do swego urzędu, albo też był zupełnie pozbawiony rozumu.
— Toż to byłoby wspaniałe ubranie — pomyślał król, gdy nowina doszła do jego uszu. — Gdybym posiadał taką odzież, mógłbym odrazu się przekonać, którzy ludzie w moim kraju nie nadają się do swych urzędów, a także odróżniłbym niezawodnie mądrego od głupiego. Tak, — postanowił wreszcie król-strojniś — materja taka musi być dla mnie utkaną!
Posłał tedy po obu oszustów, dał im hojny zadatek i rozkazał, aby natychmiast zabrali się do roboty.
Wtedy obaj nicponie ustawili w swojej izbie dwa warsztaty tkackie, tak, jakby byli rzeczywiście tkaczami. Ale nie tkali na nich ani włókienka. Przywłaszczyli sobie tylko wszystek jedwab i złotogłów, jaki otrzymali na robotę i udawali pracę przy próżnych warsztatach, przesiadując przy nich często do późnej nocy.
— Muszę się przecież dowiedzieć, jak daleko postąpiła robota — pomyślał król. Ale zrobiło mu się przytem trochę nieswojo, bo pamiętał, że głupi lub niezdatny do swego urzędu nie dostrzeże materji. Uspokoił się jednak zaraz, że nie o siebie się obawia, i postanowił posłać kogoś zaufanego, aby przekonać się o stanie rzeczy.