— O, nie zerwę nigdy jabłka z drzewa wiadomości! — zawołał książę. — Jest tu przecież tyle owoców taksamo pięknych, jak tamte.
— Wypróbuj się sam, a jeślibyś się nie czuł dość wytrwałym, wracaj dziś z wiatrem wschodnim — dodała jeszcze wróżka. — Wiatr powróci dopiero po stu latach. Czas ten upłynie tutaj jak tyleż godzin zwykłych, ale aby zgrzeszyć, na to nie trzeba wiele. Co wieczór będę cię wołała, abyś poszedł za mną, ale nie słuchaj tego. Nie idź wtedy za mną, bo z każdym krokiem wzrastać będzie twa ciekawość. Tak zaszedłbyś do sali, gdzie rośnie drzewo. Tam ujrzałbyś mnie śpiącą pod niem i uśmiechającą się przez sen. Ale gdybyś się wtedy nachylił i pocałował mnie w usta, zapadłby się cały raj głębiej pod ziemię i straciłbyś go na zawsze. Pochwyciłby cię gwałtowny wicher pustyni, a zimny deszcz zsiekłby włosy. Smutny, pełen udręki byłby wtedy twój dalszy los.
— Pozostanę — rzekł książę, a wiatr wschodni ucałował go w czoło i dodał: — bądź wytrwały, spotkamy się tu znów po stu latach. Bądź zdrów, bądź zdrów. — I wiatr wschodni rozpuścił swe wielkie skrzydła, lśniące jak ciche błyskawice podczas żniw, albo jak zorza północna w zimie.
— Bądź zdrów, bądź zdrów, — szeptały kwiaty i drzewa. Bociany i pelikany leciały za nim aż do wrót raju, długą wstęgą odprowadzając przybysza.
— Teraz zaczniemy znów swoje rozrywki — rzekła wróżka. — A kiedy słońce zajdzie, zobaczysz mnie, jak będę ci wskazywała drogę za sobą, usłyszysz, jak cię będę wołała, ale wtedy pozostań na miejscu. Przez sto lat usłyszysz codzień to samo. A po
Strona:Aleksander Szczęsny - Baśnie Andersena.djvu/29
Ta strona została uwierzytelniona.