Strona:Aleksander Szczęsny - Baśnie Andersena.djvu/30

Ta strona została uwierzytelniona.

każdem przezwyciężeniu będziesz się stawał silniejszym i wreszcie przestaniesz zwracać uwagę na pokusy. Dziś zdarzy ci się to po raz pierwszy i dlatego cię ostrzegam.
Poczem wróżka zaprowadziła księcia do sali pełnej białych przeźroczych lilji, których pręciki tworzyły maleńkie, złote harfy, brzmiące cudownie. Tańczyły tam piękne dziewczątka, odziane w powiewające girlandy, śpiewając o szczęśliwości tych, którzy nie umierają, i o pięknościach wiecznie kwitnącego raju.
Słońce powoli zaszło, a wtedy całe niebo zalśniło od gwiazd, niby złote morze, a lilje zamieniły się powoli w najwspanialsze róże. Książę, pijąc szumiące wino, które mu podawały dziewczęta, czuł się tak radosnym, jak nigdy. I wtedy zauważył, jak rozwiera się powoli głębia sali. Zalśniło tam drzewo wiadomości w całym blasku, oślepiając księciu oczy, a śpiewy, które stamtąd szły, były słodkie i dobre, jak głos jego matki, która zdawało mu się, że śpiewa: „Mój synu, mój ukochany synu!“
Wtedy wróżka skinęła na niego i rzekła łagodnie: — pójdź za mną. I książę rzucił się za nią, zapominając ostrzeżenia, zapominając je już pierwszego wieczora. Zapachy wokoło stawały się coraz bardziej oszałamiające, harfy dźwięczały coraz słodziej, a miljony świętych głów w sali, gdzie stało drzewo, jakby pochylały się, śpiewając: Wszystko trzeba poznać, bo człowiek jest panem ziemi. Z liści drzewa nie sączyły się już, jak poprzednio, ciężkie, krwawe łzy; teraz były to purpurowe, lśniące gwiazdy. Pójdź za mną, pójdź, — dźwięczały wszystkie głosy, a za każdym krokiem krew żywiej krążyła w księciu i mocniej barwiły się mu policzki.
— Muszę iść — szeptał sobie — toć to jeszcze nie grzech.