Strona:Aleksander Szczęsny - Baśnie Andersena.djvu/35

Ta strona została uwierzytelniona.
D

Daleko stąd, na pełnem morzu woda jest błękitna, jak najpiękniejsze bławatki i tak przejrzysta, jak najczystsze szkło, ale głębi, jaka się tam rozpościera, nie zmierzyłaby żadna kotwiczna lina; trzebaby chyba wiele wież kościelnych ustawić jedne na drugich, aby sobie podobną głębię wyobrazić. Tam to właśnie mieszka lud morski.

Nie należy jednak przypuszczać, że na dnie leży szczery bieluteńki piasek; jak z ziemi, wyrastają z dna wody, najdziwniejsze jakby drzewa i rośliny, tak giętkie i wijące się, że przy najlżejszym podwodnym prądzie poruszają się, jak żywe stworzenia. Między ich gałęźmi przemykają się najprzeróżniejsze ryby małe i duże, zupełnie taksamo, jak ptaki w powietrzu.
Na najgłębszem miejscu stoi tam zamek króla mórz; ma on koralowe mury a wysokie, ostrołukowe okna z przeczystego bursztynu, dach zaś składa się z samych żywych muszel, które od prądu wody otwierają się i zamykają. Taki dach wygląda wspaniale, bo w muszlach spoczywają lśniące perły, z których każda mogłaby być na ziemi ozdobą, godną królewskiej korony.
Zdarzyło się przed laty, że władca tych wspaniałości, król