łowiących w morzu ryby, przy świetle pochodni. Z rozmów tych dowiedziała się, co ci ludzie mówią o księciu i jak go za jego dobroć sławią i wtedy cieszyła się, że mu ocaliła życie i przypominała sobie, jak jego półomdlała głowa leżała w jej rękach i jak ją całowała, chcąc życie przywrócić. O tem jednak on nic nie wiedział i nie mógł nigdy o niej pomyśleć.
Coraz bardziej syrena zaczynała kochać ludzi i coraz silniej pragnęła z nimi przebywać, bo ich świat wydawał jej się daleko piękniejszym i obszerniejszym, niż jej własny. Księżniczka morza chciała żeglować okrętem, wdrapywać się na wysokie góry, sięgające aż pod obłoki, zwiedzać lądy, lasy i pola na nich leżące, wszędzie, dokąd tylko oczy zaprowadzić mogły. Pragnień tych było tak wiele, że siostry nie mogły nawet na wszystkie jej pytania dobrze odpowiedzieć, więc zwracała się wtedy do babki, która tamten świat znała doskonale.
— Prawda babuniu, że człowiek, jeśli nie utonie, żyje wiecznie, nie tak jak my tutaj na dnie?
— O nie, — odpowiadała tamta — ludzie też umierają, żyją nawet krócej, niż my. My dopiero po trzystu latach, lub tylko wtedy, jeśli to jest naszą jedyną wolą, zamieniamy się w pianę wodną i dlatego nie mamy nigdy na dnie grobu między swymi blizkimi. My nie mamy nieśmiertelnej duszy, nie możemy odrodzić się na nowo i podobni jesteśmy do zielonych trzcin, które raz ścięte, nigdy już nie zielenią się na nowo. Ludzie zaś mają nieśmiertelną duszę, która istnieje nawet wtedy, gdy ciało dawno już w ziemi spoczywa. Wtedy ich dusze unoszą się w przestworza aż do lśniących gwiazd. Tak jak my, wypłynąwszy z wody, oglądamy miasta ludzkie, tak dusze ludzi unoszą się
Strona:Aleksander Szczęsny - Baśnie Andersena.djvu/48
Ta strona została uwierzytelniona.