Strona:Aleksander Szczęsny - Baśnie Andersena.djvu/66

Ta strona została uwierzytelniona.

dostać się aż do nieba, aby i tam praktykować swoje sztuczki wobec dobrego Boga i aniołów. Ale oto stało się coś dziwnego. Bo, im wyżej wznosili się ze zwierciadłem, tem silniej drżało i chybotało się im w djablich łapskach, aż wreszcie upuszczone spadło na ziemię i rozbiło się na niezliczoną ilość kawałków. I teraz dopiero zaczęły się dla ludzi najgorsze czasy. Niektóre z szczątków zwierciadła, drobniejsze od ziaren piasku, rozniósł wiatr po całym świecie, a gdy który z nich trafił człowiekowi do oka, pozostawał tam niepostrzeżony, zachowując dawniejsze własności całego zwierciadła. Niektórym dostały się takie szczątki aż do serca i zamieniły je na nieczułe bryłki lodu. Inne znów, większe kawałki, użyte zamiast szyb do okien, zohydziły patrzącym przez nie cały świat. A te, z których zrobiono okulary, nie pozwoliły już żadnemu z sędziów, gdy je na nos włożył, sądzić sprawiedliwie. Djabeł cieszył się z tego i śmiał aż do rozpuku. Bo niektóre z tych brzydkich szkiełek jeszcze dotąd wiatr nosi po świecie. Posłuchajcie, ile złego narobiło jedno z nich.


2. O JANKU I ZOSI.

W wielkiem mieście tak jest ciasno wśród domów, że ludzie nie mogą sobie często pozwolić nawet na najmniejszy ogródek. Trzeba się wtedy zadowolnić kwiatami w doniczkach. Słyszałem o dwojgu dzieciach, które za cały swój ogródek miały parę kwiatów doniczkowych. Były to dzieci sąsiadów, ale kochały się tak, jak najlepsze rodzeństwo. Rodzice ich zamieszkiwali dwa poddasza, oddzielone tylko tak wązką uliczką, że z okien można się było prawie uścisnąć za ręce. Każda rodzina miała na da-