Strona:Aleksander Szczęsny - Baśnie Andersena.djvu/77

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy myślisz o Janku? — pyta Zosia.
— Mówię tylko moją bajkę, mój sen — odpowiada wiatr.
— Cóż opowiadają hyacynty?
Opowiadają one o trzech siostrach. Jedna z nich nosiła czerwone, druga błękitne, trzecia białe suknie. Trzymając się za ręce, tańczyły wszystkie trzy nad cichem jeziorem w noc księżycową. Nie były to wcale duchy, były to trzy dzieweczki. A tam, gdzie tańczyły, pachniało tak silnie, że wreszcie od zapachu posnęły śród traw. A wtedy robaczki świętojańskie zaczęły krążyć nad niemi z zapalonemi latarkami. I niewiadomo było na jak długo zasnęły dzieweczki. Niejeden dzwon wieczorny przebrzmiał odtąd nad jeziorem, niejeden poranek rozpędził mgły nad wodą. A one spały tak, jakby były martwe.
— Zasmuciłyście mnie — powiedziała hyacyntom Zosia. — Pachniecie tak silnie, a zapach przypomina mi uśpione na zawsze dzieweczki. Czyżby i Janek zasnął na zawsze? Wszak róże, co były pod ziemią, nic o tem nie wiedzą.
— Kling, klang — dzwoniły kielichy hyacentowe — nie myślałyśmy o Janku, bo go nie znamy, śpiewałyśmy tylko naszą piosenkę.
Więc Zosia zwróciła się do słoneczników, świecących wśród zielonych liści.
— Jesteście małemi, jasnemi słońcami — mówiła — o, powiedzcież mi, co się z Jankiem dzieje?
A słoneczniki, świecąc między liśćmi, zaśpiewały jej swą piosenkę.
Wiosenne słońce tak pięknie świeci na małem podwórku. Światło odbija się od bialutkich ścian domu, a pod niemi rosną pierwsze, żółte słoneczniki i lśnią w promieniach. Stara babcia siedzi przy nich na krzesełku i grzeje się na słońcu. Przychodzi