nocy, aby śpiący ludzie lepiej się czuli, przeżywając wszystko jeszcze raz.
Wreszcie wszyscy troje weszli do pięknej sali, gdzie ściany były pokryte różowym atłasem. Tutaj sny ich wyprzedziły, a płynęły tak szybko w powietrzu, że nie można było za niemi nadążyć. Następne pokoje były jeszcze piękniejsze, aż wreszcie weszli do jednego, gdzie zdawało się, że panuje sam sen. Sufit był tam pokryty jakby liśćmi palmowemi z kosztownego, przezroczego szkła, a od nich zwieszały się na złotych prętach dwa łoża w kształcie kielichów lilji.
Jedno z nich było białe i w tem spała księżniczka, w drugiem zaś czerwonem powinien był spać Janek. Zosia zbliżyła się do czerwonego łoża, dostrzegła na poduszce jasną głowę i opaloną szyję i będąc pewna, że to Janek, zawołała go głośno po imieniu i przybliżyła mu do twarzy lampkę.
W tej chwili sny spłoszone uciekły, śpiący się obudził i dziewczynka zobaczyła, że to nie Janek. Zosia się przeraziła, a tymczasem księżniczka wyjrzała też ze swego łoża i zapytała, co się stało. Więc Zosia opowiedziała im wszystko, wstawiając się za wronami.
— O, biedne maleństwo! — powiedzieli na to oboje, pochwalili potem wrony, obiecując je nagrodzić za taki dobry uczynek. Książę ustąpił jej swego łoża i za chwilę Zosia zasnęła smacznie, bo sny wróciły znów do pokoju. Tylko teraz wyglądały one niby aniołowie, ciągnący małe saneczki, gdzie siedział Janek. Tak sny czuwały nad Zosią do rana, dopóki się nie obudziła.
Następnego dnia odziano ją od stóp do głów w bogate su-
Strona:Aleksander Szczęsny - Baśnie Andersena.djvu/82
Ta strona została uwierzytelniona.