Strona:Aleksander Szczęsny - Baśnie Andersena.djvu/83

Ta strona została uwierzytelniona.

knie, i proszono ją o pozostanie w zamku, ale Zosia poprosiła tylko o wózek z końmi i parę ciepłych trzewiczków, aby mogła pojechać dalej, szukając Janka. I dostała Zosia ciepłe trzewiczki i ubranie, a gdy wyszła z pałacu, czekała już na nią piękna, złota karetka. Herby książęce świeciły na drzwiczkach, a woźnica, lokaj i foryś mieli na czapkach małe złote korony.
Księstwo odprowadzili ją do powozu. Wrony, które zdążyły się już pobrać, żegnały ją także. Młoda małżonka usiadła na schodach i długo trzepotała skrzydłami, a jej mąż odprowadził powóz całe trzy mile aż do najbliższego lasu, zataczając kręgi nad pustemi, jesiennemi polami i kracząc na całe gardło.

5. CÓRECZKA ROZBÓJNIKÓW.

Kareta wjechała w ciemny las, a ponieważ była cała pozłocista, świeciła daleko na mrocznej drodze leśnej. Dlatego wpadła niedługo w oczy rozbójnikom, którzy tam czatowali na przejezdnych. — Ależ to czyste złoto jedzie nam w ręce — pomyśleli, wypadli z gąszczu, pozabijali sługi i wyciągnęli Zosię przelękłą z karety. — Patrzcie, jaka czyściutka i tłusta, jakby ją orzechami karmiono — powiedziała stara rozbójniczka, która miała twarz pełną szczeciniastych brodawek i wielkie, zwisające brwi.
— Dobra jesteś, jak małe, pulchne jagniątko — rzekła dalej — zaraz cię spróbujemy. — I baba wyciągnęła z za pasa lśniący nóż, lecz w tej chwili krzyknęła boleśnie. Jej własna, zamorusana córeczka, którą niosła w płachcie na plecach, ugryzła ją w ucho.
— Cóż to znowu, obrzydliwe stworzenie! — zawołała stara, odwracając się i odkładając nóż.