Strona:Aleksander Szczęsny - Baśnie Andersena.djvu/86

Ta strona została uwierzytelniona.

— O, Janku, mały Janku! — westchnęła Zosia.
— Śpijże cicho, bo cię skaleczę — zawołała w tej chwili obudzona rozbójniczka, i zwierzęta straciły ochotę do rozmowy.
Nazajutrz opowiedziała Zosia małej rozbójniczce wszystko, co jej mówiły gołębie i ren, a ta potrząsnęła głową. To wszystko jedno, wszystko jedno. — A ty, czy wiesz gdzie jest Laponia? — zapytała rena.
— Jakżebym nie wiedział! — odpowiedziało zwierzę i oczy mu się zaiskrzyły. — Tam się urodziłem i wychowałem. Tam się nabiegałem po śnieżnych polach.
— Słuchaj — rzekła wtedy rozbójniczka do Zosi — jak widzisz, ludzie już poszli, ale matka pozostanie, tylko przed południem ma zwyczaj pociągnąć sobie z dużej butli, a wtedy rozpoczyna drzemkę. Wtedy coś dla ciebie zrobię.
I rzeczywiście, gdy stara rozbójniczka zasnęła, córka jej przywołała rena i zapytała: Czy potrafisz zanieść szybko tę małą dziewczynkę do Laponji? Musiałeś słyszeć pewno, co opowiadała wczoraj? — Ren aż podskoczył z uciechy, a mała rozbójniczka przywiązała mu na grzbiecie poduszeczkę, oddała Zosi jej futrzane trzewiczki i ciepłe suknie i posadziła ją na rena. Zosia płakała z radości. — No, nie maż się, a lepiej weź te chleby i szynkę, abyś nie zagłodniała. I rozbójniczka otworzyła drzwi, przywołała psy do siebie i przecięła nożem sznur, wiążący rena. Biegnij teraz — dodała i popędziła go sznurem, — a uważaj na małą dziewczynkę. Zosia zdążyła uścisnąć ją jeszcze za rękę, a potem ren popędził jak strzała przez bagna i równiny. Naokoło wyły wilki i krakały wrony. Puf, puf, strzelało na niebie i tryskał stamtąd ogień.