paluszkiem dziewczynki. Mały krążek na szybie zrobił się przezroczysty, a w nim jak w ramce dziecko dojrzało duże smutne oczy wędrownego grajka. Dziewczynka spojrzała w nie przez chwilę. Był w nich także cały świat zimowy, świat biednego smutnego dziecka, które nie ma nikogo blizkiego.
Nagle zaszczekał zniecierpliwiony piesek, dziewczynka odbiegła od okna, a chłopiec zsunął się z ławki i poszedł powoli wzdłuż domu, aby natrafić na drzwi kuchni.
Wreszcie natrafił na nie i stał tam chwilę, bo bał się sam otwierać. Dopiero na słabe pukanie gruba kucharka wpuściła go do środka.
Ach jakiż był ciepły ogień na kominie! Stare zaduże buty schły przy nim powoli, zmarznięte nogi bolały coprawda, ale cóż to znaczyć mogło.
Piesek dostał dużą kość od pieczeni, a chłopiec też po chwili opróżniał miskę z zupą, aż mu się uszy trzęsły.
— Dokąd idziesz, chłopcze? — pytali go kucharka i stangret, który opuścił fajkę na kolana i długo przypatrywał się małemu. — Idzie do miasta, umie trochę grać, a na wsi nacóż się skrzypce takie, jak jego, przydać mogą?
— Więc zagraj nam co, chłopcze — powiedzieli oboje, a chłopiec otarł usta zadługim rękawem i wyjął z zawiniątka swoje skrzypce. Prosty to był instrument, jedyny sprzęt, jaki mu pozostał po ojcu. Ale kiedy chłopiec popróbował strun palcami, dała się z nich słyszeć nuta wielkiego serca. — Jestem sam — odezwało się z nich przy pierwszym dźwięku, — a kocham wszystko, — a potem coraz ciszej dźwięk się rozpłynął: — i pozostanę sam. — Chłopiec zagrał jakąś cichą melodję. — Dobrze grasz — powiedział stangret, gdy chłopiec skończył, — na weselach nie słyszałem nic podobnego. — I wyjął ze starego woreczka trochę pieniędzy. — Weź to odemnie, nie wstydź się, to ci się przyda w mieście; kiedyś grał, myślałem o moim synu, który jest daleko za morzem, Bóg ci zapłać za to. — Kucharka szykowała tymczasem coś w kącie
Strona:Aleksander Szczęsny - Pieśń białego domu.djvu/10
Ta strona została uwierzytelniona.