myślić się, że dziewczynka ustawiła przy oknie swoje lalki i patrzyła, dopóki konia i sanie widać było coraz dalej na drodze.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Kiedy chłopiec odjechał, dziewczynka poszła do salonu i posadziła lalki na kanapie. Muszę o nich parę słów powiedzieć, bo zasługują na większą uwagę. Lalek było trzy. Jedna stara, zamorusana, z włosami w nieładzie, ale zato bardzo poczciwa. Gdyby wiadomo było, że niektóre z lalek mają serca, to jej napewno by nie zabrakło między niemi. Obok niej, ostrożnie, aby się tamtej zbytnio nie dotykać, siedziała pięknie wystrojona dama dworska w atłasowej sukni. Jej duże czarne oczy patrzyły z wysoka na wszystkich z pod pięknie malowanych brwi. Teraz właśnie, z nogą założoną na nogę, tak aby widać było białe pantofelki i ażurowe pończoszki, zwróciła się twarzą do trzeciej lalki sztywnej i wyprostowanej. Był nią elegancki pan, ubrany czarno z pięknie uczesaną głową i twardemi od kleju wąsami, postawionemi do góry. Pan był niesłychanie dumny i zarozumiały, co widać było odrazu z jego twarzy i ruchów. Pasowali do siebie doskonale z damą dworską i dlatego zawsze byli zwróceni do siebie, kiedy je razem posadzono.
— Jakże się wam koncert wczorajszy podobał? — zapytała dziewczynka. — Nieprawdaż, że był bardzo ładny?
Pierwsza lalka słuchała uważnie z pod swej zwichrzonej czupryny, niby mówiąc — ależ tak, bardzo, — zato dwie następne miały obojętne miny, jakby chciały wzruszyć ramionami. Bo też cóż je mógł obchodzić jakiś biedny chłopak. Przeciwnie, śmiały się z tego, co mówiła dziewczynka i trącały się sztywnemi łokciami. Dziewczynka próbowała im zaśpiewać to, co grał chłopiec. Wtedy strojne lalki, widać dobrze o poręcz nie oparte, zaczęły się obsuwać, w miarę jak im śpiewano, aż w końcu leżały obie z zamkniętemi oczami, jakby sen był im najmilszą rzeczą na świecie. Jed-