ciec, — jadę do miasta, to cię odwiozę, a teraz, dzieci, pójdźcie sobie trochę do ogrodu, póki matka zawoła na obiad.
Chłopca to bardzo cieszy. Nie wiedziałby, co ze sobą zrobić, a nie mógł prosić dziewczynkę, aby z nim porozmawiała. Zresztą on sam nie umie łatwo i pięknie rozmawiać, a tam w ogrodzie może mu co przyjdzie do głowy.
I dzieci idą do ogrodu. Młode drzewka wiśniowe stoją tam rzędami, jak baletniczki na jednej nóżce w rozwianych białych sukienkach. Dzieci idą razem pośród śpiewu ptaków i dziewczynka zapytuje, co to jest właściwie gra na skrzypcach?
— Ależ to jest najpiękniejsza rzecz pod słońcem. Kiedy się lekcja skończy, chłopcu pozwalają pograć trochę dla przyjemności. I wtedy gra wszystko to, co pamięta. Podróż w zimie do miasta jest tam też. Skrzypce mówią, jak wiatr kołysze topole w alei, jak spada śnieg na głowę i jak zmęczony piesek drepcze w głębokim śniegu, kiwając kudłatym ogonkiem. Biedny piesek zginął mu po przyjściu do miasta i chłopiec napróżno go wołał śród gwaru i brzęku sanek. Był już późny mroźny wieczór, a on utracił swojego najlepszego przyjaciela. Wtedy to właśnie zapłakanego spotkali dobrzy państwo i zabrali ze sobą. Skrzypce grają, jak stryj kazał mu iść do miasta, nie chcąc karmić takiego chudziaka. Grają — jak nie wiedział, co pocznie, kiedy wyszedł z cmentarza, gdzie leżą jego rodzice. Opowiadają rozmowę z ośnieżonym krzyżem przy drodze za wsią, z którego zerwała się czarna wrona, gdy chłopiec się zbliżył.
— Więc tyle można wygrać na skrzypcach? — dziwiła się dziewczynka. — Ależ to jest daleko lepiej, niż bawić się lalkami.
Chłopiec spogląda na nią uśmiechnięty i opowiada dalej, przystając koło brzęczących uli. Dziewczynka podaje mu kawałek kleju urwany z pnia starej wiśni, a przytem zapytuje go, czy grał co o jej lalkach.
Chłopiec się czerwieni. Bierze kulkę przezroczystego
Strona:Aleksander Szczęsny - Pieśń białego domu.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.