Strona:Aleksander Szczęsny - Pieśń białego domu.djvu/25

Ta strona została uwierzytelniona.

znów drga wszystkiemi dalekiemi ogniami, od których takie poważne myśli przychodzą ludziom do głowy. Po nocach cała ziemia śpi jak zwykle. Ale czasami przechodzi nad nią wiatr i wtedy ożywiają się drzewa. Wiatr jest też inny: nie jest to leniwy, ciepły wietrzyk czerwcowy, od którego łagodnie kołyszą się uśpione liście. Ten, który przychodzi zdaleka, z za lekko omglonego horyzontu, jest poważny, jak człowiek dojrzały. Potrząśnięte przezeń drzewa, choć nie straciły jeszsze ani jednego liścia, szumią wolno i doniośle, i poważny ich głos biegnie daleko nad zamknięte domy. Czasami na niebie zjawi się chmura. Zmęczona całodzienną podróżą, przesuwa się wolno, aż póki dowędruje do księżyca, i wtedy światło jego z ukosa, jak z za zasłony, pada na rozległe płaskie pola, ćmi się na nich i rozjaśnia, aż póki chmura dalej przepłynie. Takie są noce ku końcowi lata... A kiedy troszeńkę już późniejszy ranek zaświta, i obudzą się ptaki, wszystko wraca do dawnego wyglądu, tak jakby się nic nie zmieniło na ziemi. Ale noc wie, że lato ma się już ku końcowi.
Tymczasem muzyka jakoś dziewczynce nie idzie. Od czasu, kiedy pozbyła się pana, nic się nie poprawiło. Z początku coprawda, zdawało się, że nieobecność pana trochę pomogła, ale później okazało się, że są jeszcze jakieś inne przeszkody. Poprostu dziewczynkę znużył fortepian, który ze swojej strony nic nie chciał, czy nie mógł na to poradzić. Zresztą, jak wiemy, fortepian był starym grymaśnikiem, a z grymaśnikami trudna rada.
Dziewczynka nieraz myślała nad tem, co to jest muzyka. Ale widocznie nie miała talentu, o którym wspominała matka, bo cierpliwość jej zaczęła się wyczerpywać. Przytem tego roku miała pojechać do szkoły do miasta, i trzeba było jeszcze raz powtórzyć to, czego ją matka uczyła w zimie. Wiesz co, mamo, powiedziała któregoś dnia: — nie mogę sobie jakoś poradzić z fortepianem, jak będę starsza, może mi lepiej pójdzie. — I lekcje muzyki się przerwały.