wziąłem do ręki ojcowskie skrzypce, pokochałem je odrazu. Słyszałem w nich matkę i ojca i cała ziemia zaczęła mi mówić przez nie po swojemu. Nie trudno mi było grać, bo słuchały mnie ptaki i drzewa i podpowiadały wszystko. Ale kiedyś chciałem zagrać staremu krzyżowi przy drodze i wtenczas zasmuciłem się, bo skrzypce wtedy zapłakały tak, jak nigdy nie płaczą drzewa i kwiaty i znowu dowiedziałem się, że nie mam nikogo prócz nich, one się smucą. Odtąd myślałem, dlaczego na widok Boga, rozpłakały się skrzypce. A kiedy poszedłem w świat, była zima, Bóg spał na krzyżu, otulony śniegiem, przy drodze zmarzniętej i twardej jak żelazo. Wtedy spotkałem biały dom i na widok ślicznej dziewczynki przypomniały mi się znów wesołe rozmowy drzew i ptaków... Dużo przeszło czasu od tej chwili. Może nikt nie wie o tem, że pamiętam o białym domu. Nie wracałem tam, bom postanowił przedtem wszystko zrozumieć. A teraz mogłyby mi o nim powiedzieć tylko wróble, co świergocą po dachach, bo pewno i tam bywają albo gwiazda, która z wysoka go widzi. Zrozumiałem tymczasem smutek ludzi i to jest moja praca aż do dzisiaj. Bo ludzie często o smutku nawet nie wiedzą, ale wtedy jest on tembardziej na twarzy Boga, przed którym płakały moje chłopięce skrzypce. A przecie nad wszystkiem jest wielkie jasne słońce, tylko ludzie zamało patrzą w nie, chodząc z głowami schylonemi ku ziemi. Trzeba aby je wyżej podnosili, wtedy wyższy też będzie ich smutek i dojrzy słońce, co dla wszystkich świeci.
Czyżbyś mnie rozumiała teraz, dziewczynko? — mówiły dalej skrzypce. Słuchałaś uważnie mojej dziecinnej gry, w której rozmawiały drzewa i kwiaty. Chciałem wtedy, aby białe pióro ptasie powiedziało ci, co to jest muzyka. Ale teraz, gdybym cię widział, opowiedziałbym ci o tych skrzydłach, jakie pragną mieć ludzie, patrzący w słońce... Tutaj skrzypce zaczęły mówić cichutko: jaką jesteś teraz dziewczynko, czyś nie spotkała jakiego smutku, któryby ci kazał płakać często z pochyloną głową? Posłuchaj pieśni o skrzydłach ludzkich,
Strona:Aleksander Szczęsny - Pieśń białego domu.djvu/39
Ta strona została uwierzytelniona.