rych zależy cała pochwała. Gdyby wygodnie nie siedzieli, napewnoby nie chciało im się słuchać do końca wszystkiego...
Wtem jeden z woźnych zapalających światło, przechylony z górnej galerji upuścił na dół swój kij do zapalania. Kij spadł z hukiem na rozmawiających zarozumialców i każdemu z nich porządnie się oberwało. Wtedy dopiero ucichły, trzeszcząc jednak od czasu do czasu z niezadowolenia. Tymczasem w sali było już zupełnie jasno. Odbierający bilety stanęli u wejść i publiczność zaczęła powoli napływać. Między innemi byli też rodzice z dziewczynką oraz kilkoma młodemi panami. Jakim sposobem się tutaj znaleźli? Otóż ojciec, wiedząc, że dziewczynka oddawna nie pytała o chłopca, kupił bilety na dzisiejszy koncert, chcąc się przekonać, czy córka sobie czego nie przypomni. Za chwilę publiczność ucichła. Zaczął się koncert: grała doskonała orkiestra, potem znana śpiewaczka zyskała sobie głośne oklaski zaśpiewaniem kilku piosenek. Aż wreszcie wszedł na estradę chłopiec... Ojciec patrzy teraz uważnie na córkę, rozmawiającą ze znajomemi, ale ta pomimo, że spojrzała na skrzypka, nie poznała go wcale. — Czy wiesz, że ten nieznany grajek będzie grał swój własny utwór — ogród letni? — zapytał po chwili ojciec! — Ach pewno coś takiego, czego trzeba będzie słuchać tylko przez cierpliwość — odparła córka, a młodzi panowie skwapliwie jej przytwierdzali. Grajek nim zaczął grać, obrzucił przedtem spojrzeniem całą salę. Gdzieniegdzie dostrzegł skierowane na siebie lornetki i zmarszczył lekko brwi. — Ładny — powiedziała dość głośno pewna pani do swej sąsiadki, ale niemłody człowiek, siedzący za niemi, syknął cicho, co miało znaczyć, że teraz się nie rozmawia.
Rzeczywiście chłopiec był ładny. Ciemne oczy jego patrzyły z pewnością przed siebie i nie znać w nich było ani cienia zakłopotania. Po chwili grać zaczął...
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Wszystko, co rosło w ziemi, dojrzało w promieniach letniego słońca, opowiadały jego skrzypce; dojrzały drzewa,