Strona:Aleksander Szczęsny - Pieśń białego domu.djvu/54

Ta strona została uwierzytelniona.

to smutek który przybierał jego postać. „Zagraj mi co na powitanie“ — mówił wtedy wchodząc niepostrzeżenie i łatwiej od mrozu do pokoju wszystkiemi szczelinami drzwi i okien. A dziewczynka wiedziała, czego chciał, ale nie mogła sobie z jego prośbą poradzić.
Kiedyś zaczęła przeglądać swoje stare zabawki, odłożone przez matkę do szafy. Nagle pomiędzy niemi znalazła skrzypce wystrugane kiedyś przez Macieja. W tej chwili smutek stanął za nią, oparł się jej na ramieniu i zanucił kawałek nieznanej melodji. Ach matko! — zawołała dziewczynka, bo przez drzwi widać było łóżko chorej, która się trochę już lepiej czuła, — „znalazłam skrzypce!“ I pobiegła je pokazać, a matka uśmiechnęła się blademi ustami tak, jakby coś lepiej od córki rozumiała.
Zima już przechodziła. Wokoło białego domu zaczęła się znów wiosna. Świeże trawki zjawiły się na łąkach, blade dzwoneczki zwisły nad szumiącemi rowami. Ale dziewczynka, pomimo że dużo myślała i czasem rozmawiała z rodzicami o chłopcu, nie przypomniała sobie wyraźnie jego muzyki. Nie grała tylko na swojem nowem pianinie. Gdyby chłopiec teraz się zjawił, gdyby ten sławny człowiek, o którym nieraz donosiły gazety, był tu w białym domu, wszystko przyjęłoby może inny obrót. Ale był on tymczasem tak daleko, że nawet blaszany kogucik na dachu nie mógł dojrzeć tych stron, chociaż często jakby starając się o to, obracał się wkoło od wiosennego wiatru.
Lekarze zalecili matce wyjazd w ciepłe strony. Tak być musiało, aby uratować jej osłabione zdrowie i wszyscy zaczęli się powoli szykować do drogi. A smutek opuszczał powoli dziewczynkę. Miał on teraz zadużo roboty, aby się nią tylko zajmować. Musiał walczyć ze słońcem, co zasypywało go swoim iskrzącym uśmiechem, z błękitnem niebem, które zmieniało jego bladą, poważną twarz. Opuścił biały dom i najchętniej przesiadywał na małym cmentarzu niedaleko wsi, zkąd pochodził chłopiec. Tam czepiał się starych schy-