giem odbijały się w spokojnej wodzie, otoczonej górami, powtarzając całe ich piękno i wyniosłość.
Tutaj zamieszkał chłopiec w małym domku, nad samą wodą. Kiedy słońce wschodziło rano z za gór, przychodziło tu do niego po wodzie aż pod same okno obwieszone kwiatami i rozsiadało się potem na cały dzień pod ścianą jak odpoczywający gospodarz. Oko jego doglądało wszystkiego, a ono samo jakby drzemało wśród pachnących traw i drzew, aż do wieczora.
Tutaj postanowił sobie chłopiec opracować to, co mu wtenczas przyszło do głowy nad morzem. Zaczął pracować nad swojemi myślami, badać każdą z nich jak kamień, zanim je się ujmie w jedną oprawę. Tworzył pieśń tęsknoty ludzkiej, którą powtórzyć miała ludziom muzyka.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Dziwnym trafem, wkrótce potem przyjechała tu dziewczynka z ojcem i chorą matką, sławny doktór, który tak zadziwił wtenczas kolegów swoją trafną przepowiednią, wskazał im to miejsce, jako najlepsze do kuracji. Odtąd chłopiec nawet nie wiedział, z kim sąsiaduje, chociaż przecie jego żywe wspomnienia były teraz tak niedaleko. W małym ogrodzie na wysokim brzegu jeziora siadywała dziewczynka z matką w każdy słoneczny dzień. Chłopiec widział ze swego okna jasne ich suknie, ale właścicielek nie poznał zdaleka. Był zresztą zapracowany i nie wiedział prawie, co się naokoło działo. Wyśpiewać pieśń tęsknoty — czyż to tak łatwo?
Wieczorami siadał znużony i grał. Pomysły, nuty opuszczały wtedy jego głowę. Wracał do swoich lat dziecinnych, przypominał sobie przeszłe swoje pieśni, które doprowadziły go do dnia dzisiejszego. Cisza nad jeziorem jakby mu była wdzięczna zato. Powtarzała daleko aż do samych gór, to, co jej opowiadano, prowadziła nad kwiatami i wodą głos strun, tak że nawet samotna barka rybacka, stojąca daleko od brzegu z opuszczonym żaglem, wydawała się zasłuchaną.