U sąsiadów okna ze względu na chorą, były wieczorem zamknięte, ale dziewczynka wychodziła wtedy do ogrodu. Głos skrzypiec wkrótce stał się jej nieobcym. Coś w nim nawet było takiego, co zdawało się, że zna oddawna. Nie było to to samo, co piękny śpiew z niedalekiej opuszczonej willi. Kiedy tu przyjechała, usłyszała go i była zachwycona. Ktoś widać zwiedzając pusty dom, zaśpiewał wtedy pięknym głosem. Łabędzie pływały po zarośniętej sadzawce, proste, wysokie drzewa stały nieruchomo, a głos jakby tłomaczył to, co się gdzieś tymczasem niewidzialnie działo. Teraz skrzypce zaćmiewały go powoli. Dziewczynka myślała nad tem i nie była jednocześnie pewną, czy to dobrze, gdy się dorosłej osobie przypominają coraz wyraźniej dziecinne lata. Bo skrzypce przypominały je. Nie mogła się oprzeć ich urokowi i słuchała, jak tych swoich myśli co już niby dawno przepadły, a teraz ktoś je za nią głośno przypomina. Ale przytem nie są one jak stare dziecinne zabawki, które zwracają tylko oczy ku dawnym czasom. Pielęgnowane w czyjejś głowie tak, że wyrosły jak wyrastają ludzie, wracają teraz do niej melodją i całują niby dobre duchy.
Kto przysyłał jej te myśli? Kto je dotąd piastował? Dziewczynka nie zadawała sobie tego pytania, bo nie poznawała je tak dobrze, pragnęła tylko coraz bardziej poznać samego muzyka.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Kiedy ktoś chce kogo poznać, staje się to jakimś trafem, prędzej czy później. I dziewczynka poznała chłopca, poznała go zupełnie nanowo, a potem powoli dowiedziała się wszystkiego. Ojca i matkę bardzo to cieszyło. Nigdyśmy nie myśleli, że w panu spotkamy nanowo maleńkiego chłopca, — mówili, — a muzyk uśmiechał się i pochylał głowę.
Odtąd nad jeziorem odbywały się koncerty. Wielu ludzi drogo by zapłaciło, aby je usłyszeć. Chłopiec grał wtedy swoje młode lata, których dziewczynka wcale nie znała, grał