Strona:Aleksander Szczęsny - Pieśń białego domu.djvu/67

Ta strona została uwierzytelniona.

poczęło za sprawą słonecznego promienia, przeciwnie, przez nie z większą niż przedtem łatwością zbliżał się do rzeczy najbardziej tajemnych i poznawał skarby ich harmonji. Cały świat, jako piękny żywy obraz, nigdy wyraźniej nie stawał mu jeszcze przed oczami. Ale zato często, wtedy właśnie, kiedy żądał od serca wielkiej radosnej powagi, nie chciało ono wiedzieć o tem. Obraz dziewczynki zajmował mu wtedy całą serdeczną pamięć i uśmiechał się oczami, po za któremi wszystko zdawało się niepotrzebne.
A przytem chłopiec musiał coś dziewczynce powiedzieć, musiał jej to wyrazić słowami, które, pomimo że znaczyły zupełnie co innego, miały być jednak zrozumiane...
Spacery ich stały się teraz jeszcze dłuższe i każda najdrobniejsza spostrzeżona rzecz, obłok, sunący po niebie, motyl rozkołysany na tle ciemnych prostych drzew, mała chata przy ścieżce, wszystko miało dla nich dziwne znaczenie i potwierdzało to, czego dopowiedzieć nie było można. Nie patrząc na siebie, uśmiechali się wtedy. Dzieci spotykane po drodze, często sprzedawały im zebrane kwiaty i owoce, a potem nazywały ich w swoim języku zakochanemi, i biegły za niemi, długo zaglądając w oczy. Nie sprawiało im to wcale przykrości: zatopieni w rozmowie mało zwracali uwagi na ich słowa i na upływający czas. I w taki sposób opowiedzieli sobie wszystko, co przeżyli.
A potem musieli się dowiedzieć, dla czego byli tacy przez cały przeszły czas. Niepewności różnych chwil, które były dla każdego z nich inne, musiały się teraz zacząć zgadzać ze sobą...

Tego, kto może być tylko rzeczywistym artystą, cierpienie nigdy nie ominie. Jest ono inne, niż to, jakie pospolicie cierpieniem nazywamy, bo człowiek, którego sobie wybrało, też jest inny. Cierpienie sprawia zwykle człowiekowi odczucie jego własnej krzywdy, cierpienie artysty, to zmaganie się